Sprawa Piotra C. Jest coś nie tak! Z hodowcą, czy z zakładem ubojowym?

Pan Piotr C. w 2008 r. na swojej działce na Mazowszu postawi budynek inwentarski o powierzchni 1800 m² z zamiarem rozpoczęcia produkcji drobiarskiej. Fundusze na inwestycję zostały pozyskane z kredytu. Budynek zbudowany został w nowoczesnej technologii i wyposażony w bardzo wydajną wentylację, co miało zapewnić doskonałe warunki do odchowu indyków, współczesnych bardzo wymagających linii genetycznych.

Pierwsza umowa
•  •  •
Pierwszą swoją umowę p. Piotr C. podpisał z jedną z największych firm zajmujących się ubojem indyków w Polsce w 2008 roku. W ramach umowy otrzymał pisklęta z wylęgarni należącej do tej samej grupy, które miały być rozliczone tradycyjnie po zdaniu żywca. Istniała także możliwość wydzierżawienia linii pojenia i karmienia, z czego hodowca skorzystał. Pasze zakupione zostały z innej zewnętrznej firmy. W międzyczasie ruszyła produkcja pasz w nowej wytwórni należącej do przedsiębiorstwa drobiarskiego , z którym p. Piotr miał podpisaną umowę. Od tego czasu hodowca w ramach umowy był zobligowany do zakupu pasz właśnie z tej wytwórni.


Feralny 9 cykl
•  •  •
Do 9 cyklu wszystko szło bez komplikacji. Dziewiąty cykl indyków zakończył się na początku 2012 roku. Warunkiem rozliczenia tego cyklu było podpisanie umowy na kolejne dwa cykle. Dopiero po kilku dniach od zdania żywca hodowcy dowiedzieli się jaka jest cena skupu oraz o fakcie, że wartość piskląt, paszy oraz dzierżawy sprzętu przewyższa wartość zdanego żywca. Dział kontraktacji w firmie ubojowej zapewniał, że to jest jednorazowy incydent i kolejne rzuty zrekompensują fakt powstania straty. Do ceny podstawowej firma zaproponowała hodowcom specjalne dodatki przysługujące za poszczególne elementy współpracy, w tym za zakup paszy u kontrahenta. Z relacji hodowcy wynika,
że otrzymali wszystkie możliwe dopłaty, a i tak cena zaoferowana przez zakład ubojowy nadal była drastycznie niska – poniżej 5 zł. Nie zrekompensowało to straty, która wynikała z zakupu piskląt i paszy w przedsiębiorstwie drobiarskim oraz dzierżawy sprzętu. Hodowcom nie pozostały żadne środki na pozostałe elementy cyklu produkcyjnego – opiekę weterynaryjną (20 tys. zł/cykl), gaz, ściółkę, prąd, itp.

Dług rośnie
•  •  •
Kolejny cykl rozpoczął się w połowie 2012 roku. Po rozliczeniu okazało się, że i tym razem powstała strata, ale jeszcze większa. Cena skupu indyczek wraz z dopłatami wyniosła wówczas kilka groszy ponad 5 zł/kg. Hodowcy, którzy już w 10 cyklu uzyskali stratę w wyniku współpracy z jedną z największych ubojni indyków w Polsce, nie mieli środków na kontynuację cyklu 11, dlatego ubojnia wyszła im wówczas naprzeciw przekazując pieniądze na kontynuację cyklu. 12 cykl rozpoczął się w październiku 2012 roku. W między czasie p. Piotr C. otrzymał dyplom pochwalny od władz przedsiębiorstwa drobiarskiego za wzorowe wyniki w produkcji. Kilka tygodni później hodowcy otrzymali pismo o konieczności spłaty zadłużenia wobec firmy na kwotę ponad 200 tys. zł. Ponieważ hodowca nie był w stanie spłacić takiego zadłużenia zaproponowano wykup całego obiektu inwentarskiego za niewielkie pieniądze, które nie pokryłyby nawet części zaciągniętego kredytu. Państwo C. nie zgodzili się na taki układ, co pociągnęło za sobą konsekwencję wypowiedzenia umowy dzierżawy sprzętu i konieczność jego natychmiastowego spłacenia pod rygorem demontażu z fermy, sprzęt został spłacony w całości kolejnym kredytem. Kilka miesięcy później pp. C. otrzymali pozew do sądu od przedsiębiorstwa drobiarskiego, które skarżyło ich na kwotę ponad 250 tys. zł.


Brojler bardziej rentowny?
•  •  •
W takich okolicznościach nasuwa się
pytanie – Jaka jest więc rentowność
produkcji indyków, jeżeli uzyskiwane wyniki produkcyjne są wręcz wzorcowe, a hodowca, aby zamknąć cykl musi dołożyć do produkcji? Incydentalnie może tak się zdarzyć, ale jeżeli dotyczy to kilku z rzędu cyklów, to jest już coś nie tak. Ale z kim – z hodowcą? Czy może z zakładem ubojowym? W połowie 2013 roku w tej samej hali, na podobnych zasadach, odbyło się wstawienie piskląt kurcząt rzeźnych. Po analizie kosztów pierwszego rzutu okazało się, że produkcja jest opłacalna, a po odliczeniu podstawowych elementów produkcji: piskląt, paszy i leasingu sprzętu pieniądze pozostają także na inne koszty: kredyty, usługi weterynaryjne, prąd, gaz, ściółkę i zabiegi dezynfekcyjne. Pamiętajmy także, że cykl kurcząt brojlerów trwa 6 tygodni, a nie jak w przypadku indyczek 12 tygodni. Istnieje więc możliwość uzyskania większej ilości rzutów, niż w przypadku indyków i tym samym więcej pieniędzy pozostaje na spłatę zobowiązań kredytowych.
    Sprawa pomiędzy Piotrem C., a zakładem drobiarskim nie znalazła jeszcze rozwiązania w sądzie. Jeżeli, Drogi Czytelniku, masz lub miałeś podobną sytuację, zgłoś się do naszej redakcji. Być może jesteśmy w stanie razem pomóc Piotrowi C. i innym hodowcom znajdującym się w podobnych okolicznościach.
Relacji hodowcy wysłuchała:
Katarzyna Markowska
______________________________________________
napisz w tej sprawie:
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


Komentarz prawnika:

W zdrowej gospodarce w relacjach handlowych rządzi klient – to on ma silniejszą pozycję – wybiera od kogo chce kupić i jaką cenę chce zapłacić. Mobilizuje to dostawców do starań, by świadczyli towar wysokiej jakości za rozsądną cenę. Z drugiej strony, kupujący wie, że nie może żądać ceny zbyt niskiej, gdyż może stracić dostawcę, który sprzeda towar konkurencji. Z opisu sytuacji możemy domniemywać, że naturalna relacja została zaburzona – odbiorca skłonił producenta do akceptacji umowy na nieopłacalnych dla niego warunkach. Można przypuszczać, że miały na to wpływ dwa czynniki:
1.    ograniczone alternatywy odnośnie zagospodarowania budynku inwentarskiego, który nie mógł stać niezagospodarowany, musiał „pracować” na spłatę kredytu;
2.    przewidywane wysokie profity płynące z wielkości kontraktu, które przesłoniły ryzyko niekorzystnego rozwoju sytuacji.
    W przypadku pierwszego czynnika, ryzyko nieopłacalności inwestycji jest naturalną częścią działalności gospodarczej. Ryzyka gospodarczego nie wyeliminujemy; pozostaje „mierzyć siły na zamiary”.
    W przypadku drugiego czynnika, przed wejściem we współpracę należy gruntownie „poznać” proponowany kontrakt, zrozumieć jego słabe strony. Z tyłu głowy należy zawsze mieć świadomość, że współpraca może ułożyć się niezgodnie z planami, a wtedy zastosowanie będą miały zapisy „małym druczkiem”, tak często przez nas wszystkich lekceważone.
    W przypadku ryzyka gospodarczego najczęściej musimy opierać się na naszej intuicji. W przypadku ryzyka prawnego możemy skorzystać z usług firm, które pomagają w trakcie negocjacji umowy. Pomoc ta jest szczególnie ważna w przypadku rozpoczęcia współpracy z większą firmą, której prawnicy będą dbać, by ułożyć współpracę pod swoje interesy. Inaczej bardzo dużo ryzykujemy, często, tak jak w opisywanej historii – cały majątek.
Krzysztof Wiecki