Dawna medycyna weterynaryjna w Polsce kryje w sobie fascynujące historie o tym, w jaki sposób wykorzystywano rośliny do leczenia drobiu i innych zwierząt gospodarskich. Artykuł ten przybliża metody leczenia stosowane w okresie staropolskim, ukazując, jak nasi przodkowie dbali o zdrowie ptactwa hodowlanego przy pomocy naturalnych surowców. Sięgając do dawnych traktatów, zielników oraz podręczników agronomicznych, odkrywamy bogactwo wiedzy opartej na doświadczeniu i uważnej obserwacji natury. Współczesne praktyki weterynaryjne mogą wiele zaczerpnąć z tej skarbnicy tradycji, gdzie zdrowie ptaków było uzależnione od czystości, odpowiedniego żywienia oraz starannie dobranych preparatów roślinnych. Zapraszam do podróży w czasie!
Okres staropolski to w kulturze polskiej bardzo długi czas – od X do właściwie końca XVIII wieku, a niektóre jego tradycje sięgają nawet wieku kolejnego. Jednak początek intensywnego rozwoju badań przyrodniczych i związane z tym zmiany w uprawie i hodowli to przede wszystkim czasy nowożytne, co pozwoli zawęzić badany okres na mniej więcej trzy stulecia – poczynając od wieku XVI do XVIII. Wtedy też zmieniło się podejście do zwierząt. Zaczęto nie tylko wykorzystywać je zgodnie ze swoimi potrzebami, ale także bardziej o nie dbać i mamy coraz więcej informacji o opiece weterynaryjnej, jaką obejmowano różne gatunki w tym okresie. Oczywiście – przede wszystkim gatunki cenne, które były najważniejsze w ludzkim gospodarstwie, a zatem konie, bydło czy psy. Mniej mamy informacji o opiece nad świniami czy nad owcami, a jeszcze mniej – o drobiu. A to temat, który nas interesuje. Warto zatem przeanalizować dawne poradniki i traktaty przyrodnicze, gdzie można znaleźć rozsiane informacje na temat leczenia domowego ptactwa.
O Autorze
Aleksandra Jakóbczyk-Gola – kulturoznawczyni, filolożka i historyczka sztuki, pełni stanowisko kustosza dyplomowanego w Muzeum Historii Polski oraz adiunkta na Wydziale „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się historią dawnej kultury polskiej, w szczególności zagadnieniami związanymi z dziejami polskich kolekcji roślin i zwierząt. Bada dawne ogrody, muzea i gabinety historii naturalnej.

Kuratorka wystaw, uczestniczka i koordynatorka projektów badawczych, autorka książek, rozpraw i artykułów. Najbardziej znane jej książki to: Gabinety i ogrody. Polskie nowożytne traktaty architektoniczne wobec kultury kolekcjonowania oraz Ogrody zwierząt. Staropolskie zwierzyńce i menażerie.
Zresztą samo pojęcie drobiu w omawianym okresie różni się od współczesnego pojęcia. Dawniej hodowano w gospodarstwach nie tylko kury, kaczki czy gęsi. W zagrodzie znaleźć się mogły także bażanty, kuropatwy, jastrzębie, czy nawet łabędzie albo pawie! A natomiast popularne dziś indyki hodowano zdecydowanie rzadziej i do Polski dotarły dopiero po połowie XVI wieku. Podobnie różni się kwestia i rozumienie pojęcia medycyna weterynaryjna. Opieka nad zwierzętami dotyczyła przede wszystkim rozumnego zapobiegania chorobom i reagowania, z wykorzystaniem wyłącznie naturalnych, jakbyśmy dziś powiedzieli, metod. Nie znano wtedy innych środków leczniczych i te same, które stosowano u ludzi, używano także na zwierzętach. Choć, jak zobaczymy, niekiedy tłumaczono różnice i zastosowanie danych medykamentów gdy pacjentem był człowiek.
Ilustracja 1. Crescenzi, Pietro de pawie, bażanty, gęsi
Leki sporządzano według tak zwanej metody galenowej, czyli przetwarzano rośliny i surowce mineralne czy zwierzęce na różne sposoby. Autorem metody galenowej był starożytny medyk Claudius Galenus, który przygotowywał leki według własnych receptur: miody ziołowe, nalewki, plastry, pigułki, wyciągi octowe, olejowe i wodne. W omawianym okresie można już zaobserwować stopniowe odchodzenie od leczenia tą metodą. W tym czasie rozkwita jatrochemia – kierunek w medycynie i chemii stawiający sobie za cel wynajdywanie i preparowanie leków oraz wyjaśnianie procesów zachodzących w wyniku ich stosowania w organizmie. Paracelsus uważał, przeciwnie do Galena, że do leczenia chorego organizmu nie potrzeba całej rośliny, ponieważ działanie farmakologiczne ma jedynie jakieś zawarte w niej ciało chemiczne. Należy je wydobyć z rośliny różnymi metodami i podawać choremu. A zatem już w omawianym okresie można obserwować wtedy mieszanie się tych dwóch podejść, dwóch metod leczenia. Często stosowano je komplementarnie. Nie tylko u ludzi, ale także u zwierząt. Najczęściej podawano im leki w formie płynnej jako napary, wywary lub soki wlewane do gardła lub nosa. Czasem też stosowano kąpiele czy nacierania lub opryski. Jako podstawę leków płynnych używano wody, wina, wódki, octu lub oliwy. W postaci bardziej zagęszczonej podawano jako maści oparte na różnych tłuszczach czy wosku, a także jako czopki lub kataplazmy – okłady. Czasem także sproszkowane leki roślinne wdmuchiwano bezpośrednio np. do oka lub posypywano nimi ranę.

Kxięgi o gospodarstwie... Piotra Crescentyna
W dawnych podręcznikach dotyczących prowadzenia gospodarstw znajdziemy także informacje na temat leczenia drobiu lekami roślinnymi. Pierwszym bardzo istotnym i poczytnym w całej dawnej Polsce dziełem z tego zakresu były Piotra Crescentyna Kxięgi o gospodarstwie i o opatrzeniu rozmnożenia rozlicznych pożytków, każdemu stanowi potrzebne. Jak sam tytuł wskazuje – nie była to oryginalna, autorska książka. Napisał ją po łacinie tuż przed 1300 rokiem Pietro de Crescenzi, znany też jako Krescentyn, a w spolszczonej wersji także Krescencjusz, włoski agronom, lekarz, prawnik, przyrodnik i senator. Dzieło pod tytułem Opus ruralium commodorum libri XII było niezwykle popularne w całej Europie, o czym świadczy chociażby fakt, iż był to pierwszy rolniczy traktat wydany drukiem (stało się to w 1471 roku). Na język polski książka została przełożona i wydana w 1549 roku w drukarni Heleny Unglerowej w Krakowie. Nie jest znane nazwisko polskiego tłumacza, choć z pewnością miał ogromną wiedzę przyrodniczą i korzystał z wcześniejszych niemieckich tłumaczeń. Dzieło zawiera uwagi o lecznictwie zwierząt, głównie ssaków hodowlanych. Jedna księga dziesiąta mówi o chowaniu ptaków i pszczół. Ze względu na żywioł powietrza, który był właściwy i jednym, i drugim, zdarzało się, że w dawnych encyklopediach przyrody łączono ptactwo z różnego rodzaju insektami. Do hodowlanych owadów zaliczyć można pszczoły i jedwabniki, a zatem to one występowały najczęściej w grupie z drobiem.

Księga ta podzielona jest na rozdziały, które opowiadają o poszczególnych gatunkach. Każdy z nich rozpoczyna ilustracja. Pierwszy z nich mówi o pawiach (Il. 1). Autor opowiada o nich na początku, ponieważ uważa je za „najczudniejsze” ptaki w gospodarstwie. Autor podaje liczne wskazówki związane z hodowlą i często odwołuje się do starożytnych podręczników rolnictwa na przykład do Warrona. Pisze też o prawidłowym żywieniu. Młodym pawiętom (jak nazywa pisklęta) trzeba podawać rozmoczone w winie otręby jęczmienne. Można je też było karmić twarogiem, szarańczą i konikami polnymi (po staropolsku – kobyłkami). Ale to pożywienie było tylko na pierwszy miesiąc życia, a potem stosować należało jęczmień. Pawie cierpią, podobnie jak inny drób, na pypcie, czyli stany zapalne na śluzówce jamy dziobowej. Krescentyn zaleca zdzierać biały nalot powstający na języku. Mówi też, że ptaki te wymagają szczególnego wzmocnienia w okresie, kiedy rosną im grzebienie. Używa analogii, że są wtedy jak niemowlęta, którym wyżynają się zęby.
Ilustracja 2. Crescenzi, Pietro de kury
Kolejny rozdział Ksiąg o gospodarstwie dotyczy bażantów. Po urodzeniu małe bażanty autor radzi karmić przez piętnaście dni mąką jęczmienną albo otrębami z winem. Potem trzeba podawać pszenicę, mrówcze jaja i szarańczę, oberwawszy jej nogi. Nie wolno ich puszczać do stojącej wody, jak tłumaczy autor. Stamtąd mogą się nabawić pypcia – jak widać i bażanty mogły na to chorować. Krescentyn radzi przygotować mieszankę czosnku ze smołą i tym specyfikiem posmarowawszy język, ścierać i drapać twardy nalot, jak u kur.
Kolejny rozdział mówi o gęsiach. Krescentyn tłumaczy, że nie bardzo można je trzymać na podwórku, bo ich odchody są szkodliwe i ptaki te muszą mieć osobną przestrzeń z trawą. Jak nie ma trawy, trzeba im siać na przykład koniczynę lub „inne chwasty trawne”, aby miały paszę. Małe gęsi należy karmić makiem, a potem wyganiać na trawę, ale uważać, aby nie było tam pokrzyw. Krescentyn wyjaśnia, że poparzenia pokrzywami bardzo szkodzą małym gąskom. Natomiast jeśli chodzi o paszę, to gęsi nie są wybredne i mogą jeść „każdą jarzynę”, ale, jeśli zależy gospodarzowi na szybkim utuczeniu ptaków, to powinien podawać im proso.

Najbardziej rozbudowane rozdziały dotyczą kur i gołębi. Ten pierwszy rozpoczyna rycina ukazująca ptactwo tego gatunku – kury, koguty, kurczęta, a nawet jajka (Il. 2). Małym kurczętom należy podawać proso, jagły i drobne ziarno pszenne. Autor podkreśla także, że bardzo dobrze robi kurom kąkol, choć człowiekowi szkodzi. Nie jest to do końca prawda – dla kur także jest trujący. Faktycznie, ssaki mają mniejszą odporność na jego truciznę, natomiast toksyczność tej rośliny jest szkodliwa dla wszystkich. Wielokrotnie zdarzały się zatrucia spowodowane zjedzeniem chleba z mąki zanieczyszczonej kąkolem. Krescentyn dodaje także, że karmione ugotowanym jęczmieniem kury częściej się niosły, a ich jajka były większe.
Najczęstszym problemem zdrowotnym kur był pypeć – „to jest skórka biała koniec ich języka zaraszczająca” (s. 580) To zarastanie języka było problematyczne i ptaki nie mogły przez tę przypadłość pobierać pokarmu. Krescenty radzi zdzierać ją paznokciami, a potem posypywać popiołem i smarować startym czosnkiem – jest to ta sama metoda, którą opisał wcześniej w rozdziale poświęconym bażantom. Inni też, jak pisze, czosnek z masłem zmieszany kładą ptactwu na język. Nie jest zdrowe dla kur jedzenie grochu, jak twierdzi autor Ksiąg o gospodarstwie, bo rosną im od tego błony pod oczami i jeśli na czas ich się igłą nie zetrze, to ptactwo źle potem widzi. Odwołując się do rzymskiego pisarza z IV wieku Palladiusa, autora poematu o gospodarstwie wiejskim Capita rei rusticae libri XIV, Krescentyn na chorobę oczu u kur poleca ziele portulaki, które połączone z mlekiem należy zakraplać kurom bezpośrednio do oka. Kłopotem kur mogą być także wszy. Pomaga na nie groch rozmoczony w winie. Trzeba w tym roztworze tak moczyć ptaki, aby substancja przeniknęła przez pierze.
Ilustracja 3. Crescenzi, Pietro de gołębnik
Drugi rozbudowany rozdział z dzieła Krescentyna dotyczy gołębi. Rozpoczyna go rycina przedstawiająca gołębniki umocowane wysoko na słupach. Jest w nich wiele skrzynek dla gołębi, każda ma żerdź przed wejściem dla ptaków. Na dole, pod gołębnikami, przedstawiony został mężczyzna karmiący ptaki, a gołębie właśnie zlatują się do rozsypanego pokarmu (Il. 3). Może to być, jak pisze dalej autor, pszenica, groch, bób, wyka, proso, manna oraz wszelkie zboże. Jęczmień i suszony bób, jak zanotował wspominany już Palladius, powoduje, że gołębie częściej się mnożą. Następnie Krescentyn opisuje obowiązki osoby, która pełni urząd opiekuna gołębiego. Z tego fragmentu można wiele dowiedzieć się na temat potrzeb tych ptaków i troski, jakimi je otaczano. Taki człowiek musi dbać o czystość kojców i wymiatać gnój. Zresztą był on użyteczny jako nawóz na roli. Ranne ptaki powinien opatrywać, a chore izolować od zdrowych. Wiele z nich przeznaczonych było do utuczenia i zjedzenia. Gołębie też powinien chronić od zwierząt, które na nie polują. Oprócz wielu innych rad, ciekawa wydaje się informacja o zabezpieczaniu czystości wody. Naczynie do picia powinno być dostępne tylko w ten sposób, aby mieściła się tam wyłącznie głowa ptaka, aby nie mógł wejść do niego cały i zabrudzić pitną wodę.
Część poświęcona hodowli ptaków zamyka rozdział o „turkawkach” czyli synogarlicach. Turkawki to także jeden z gatunków rodziny gołębiowatych, dziś w Polsce występujący wyłącznie dziko. Synogarlice natomiast można spotkać przede wszystkim w Afryce i także należą do tej samej rodziny. Zdecydowanie – nie są to jednak te same ptaki. U Krescentyna, podobnie jak w wielu innych encyklopediach przyrody, gatunki pomieszano i połączono w jeden. Rycina rozpoczynająca rozdział przedstawia ptaki oraz bardzo zmyślną pułapkę z sieci – ptak zachęcony rozrzuconym ziarnem wszedł pod nią i zaraz zostanie schwytany. Tylko nogi myśliwego widać zza krzaków (Il. 4). Zresztą – opis tych pułapek i pojmania synogarlic znajduje się w tekście. Jest to zwyczaj z okolic Cremony, włoskiego miasta. Co do roślin pomocnych w hodowli tych ptaków, to z pewnością jest to pszenica, którą należy je karmić. Krescentyn także zaleca koniecznie zachować czystość w ich obejściu.
Ilustracja 4. Crescenzi, Pietro de synogarlice
Ostatni fragment to opis chowu, a właściwie efektywnego tuczenia jarzębi, kuropatw i cietrzewi. Krescentyn radzi zbudować ku temu specjalny dom i dobrze go zabezpieczyć, aby nie mogły się tam dostać myszy czy łasice. Jeżeli chodzi o pokarm – to dla jarzębi najlepsze będą figi zmieszane z otrębami, a dla innych ptaków – ziarno takie, jakie chętnie będą jadły. Kolejne rozdziały tej części dotyczą już pszczół.
Wskazówki medyczne, które miały pomagać zwierzętom, znaleźć można także w pierwszych polskich zielnikach, a właściwie kompleksowych poradnikach w typie hortus sanitatis, czyli ogrodów zdrowia – u Stefana Falimirza, Hieronima Spiczyńskiego, a szczególnie w tekście zielnika Marcina Siennika: Lekarstwa doświadczone, które zebrał uczony lekarz pana Jana Pileckiego, któremu są przydane lekarstwa końskie z ćwiczeniem tego lekarza. Przydaliśmy y figury ziół rozmaitych ku lekarstwu z ziółkami dostatecznemi sprawione, teraz znowu na światło wydane, opublikowanego w drukarni Łazarza Andrysowicza w Krakowie w 1564 roku. Znajduje się tam rozdział poświęcony leczeniu pypcia u kur z zastosowaniem tych samych metod, które wskazał wcześniej Krescentyn.

Traktat Jakuba Kazimierza Haura z roku 1675
Dużo materiału do analizy roślinnych leków dla zwierząt dostarcza także traktat Jakuba Kazimierza Haura Ekonomika ziemiańska generalna z 1675 roku wydany w Krakowie. Jest to traktat rolniczy, w którym także spora część zagadnień odnosi się do hodowli bydła i do koniecznej opieki nad zwierzętami. Księga XXVII mówi o koniach i ich chorobach. W kolejnych pojawiają się informacje o leczeniu bydła, owiec, kóz, świń i drobiu – gęsi, indyków, kur, kaczek i gołębi. Haur pisze także o hodowli pszczół oraz o ich leczeniu. Chore ptactwo należało karmić posiekanymi liśćmi „bruśnicy” czyli borówki brusznicy, aczkolwiek Haur nie wskazuje konkretnych chorób tych gatunków hodowlanych. Faktycznie – liście borówki mają wiele właściwości leczniczych i także współcześnie uważane są za cenny surowiec farmaceutyczny, gdyż wykazują działanie ściągające, ale przede wszystkim moczopędne, wspomagają terapię zapalenia nerek. Wydaje się jednak, że w przypadku chorego drobiu chodziło przede wszystkim o ich zdolność do obkurczania błon śluzowych czy też o działanie przeciwzapalne.




















