Gospodarstwo Rolne Kwiatonowice znane także jako „Mleczne Wzgórza” to jedno z największych i najnowocześniejszych gospodarstw nastawionych na produkcję mleka w powiecie gorlickim. To zespół dwóch gospodarstw indywidualnych. Jedno prowadzone jest przez Małgorzatę Gucwa. Właścicielem drugiego jest Franciszek Gryboś.
Zwierzęta zawsze oddadzą nam z nawiązką
Gospodarstwo zlokalizowane jest w malowniczej scenerii powiatu gorlickiego. Po otwarciu kurtyn w oborze, przed krowami pobierającymi paszę ze stołu paszowego rozciąga się przepiękny krajobraz – panoramiczny widok na Beskid Niski.
Od 2019 roku produkcją zwierzęcą zajmuję się w gospodarstwie Katarzyna Słowik, zootechniczka z 25-letnim stażem, specjalizująca się w prowadzeniu dużych stad bydła.
Fot. 1. Gospodarstwo zlokalizowane jest w malowniczej scenerii powiatu gorlickiego, a krowy mogą obserwować krajobraz Beskidu Niskiego
– Gdy rozpoczęłam pracę w gospodarstwie, a było to prawie 6 lat temu, zaczynaliśmy od 50 krów dojnych. Obecnie doimy już 170 krów. W stadzie jest jeszcze 200 sztuk młodzieży płci żeńskiej oraz 140 byków przeznaczonych na opas. Dodam, że powiększając stado zakupiliśmy tylko 30 jałówek cielnych, pozostałe pochodzą z własnej hodowli. W tym roku będę obchodziła 25-lecie pracy zawodowej. Po studiach, już od samego początku pracowałam z bydłem, ale robię to z wielką przyjemnością, wręcz z pasją. Przez te wszystkie lata zdążyłam poznać zarówno potrzeby, jak i zachowania krów i dlatego wiem, że jak zadba się o stado i będzie się je odpowiednio pielęgnować, to zwierzęta oddadzą nam troskę o nie z nawiązką. W 2019 r. wydajność była na poziomie 8000 kg mleka od krowy, dziś mamy 12 000 kg wydajności – wyznaje Katarzyna Słowik.
Każda grupa ma swoje miejsce
Pani Małgorzata w 1996 r. przejęła od rodziców, tradycyjne na terenach Małopolski, 5-hektarowe gospodarstwo. 10 lat późnej, w 2006 r. wraz z mężem Krzysztofem zdecydowali się na produkcję mleka i postawili oborę wolnostanowiskową na 40 krów. Obecnie w tym budynku utrzymywane są jałówki do krycia i inna młodzież.
Rozwój gospodarstwa i specjalizacja w kierunku produkcji mleka wymusiła kolejne inwestycje. W marcu 2019 roku w gospodarstwie w Kwiatonowicach miało miejsce uroczyste otwarcie nowoczesnej obory wolnostanowiskowej z robotami udojowymi firmy GEA, przeznaczonej dla 150 sztuk krów mlecznych. Stado jest ściśle podzielone na grupy technologiczne.
Fot. 2. Gospodarstwo „Mleczne Wzgórza” to jedno z największych i najnowocześniejszych gospodarstw nastawionych na produkcję mleka w powiecie gorlickim
– W trzecim budynku z otwartą ścianą utrzymywane są krowy zasuszone od 3 do 6 tygodni przed wycieleniem oraz jałówki cielne i jałówki w wieku od 6 do 12 miesięcy. Po jednej stronie budynku znajdują się krowy zasuszone, a po drugiej jałówki, które mają stały, całoroczny dostęp do 5-hektarowego wybiegu – wyjaśnia rozmówczyni.
Zootechniczka podkreśla, że właściciele gospodarstwa w 100% powierzyli jej zarządzanie stadem krów. Ma jasno postawione zadania, które ułatwiają pracę.
Fot. 3. Franciszek Gryboś jeden z właścicieli Gospodarstwa Rolnego w Kwiatonowicach
– Mam to szczęście, że pan Franciszek, właściciel gospodarstwa, lubi wprowadzać, zarówno przy produkcji roślinnej, jak i zwierzęcej, nowości i udogodnienia, które ułatwiają i przyspieszają prace w gospodarstwie. W tej chwili posiadamy 3 roboty udojowe Monobox firmy GEA, dwa od czasu otwarcia nowej obory, czyli od 2019 r., a trzeci zakupiliśmy w roku 2022. W gospodarstwie znajduje się duży schładzalnik na 12 000 litrów mleka. Na każdym z robotów doimy maksymalnie 55 sztuk. Oczywiście, można by wydoić więcej sztuk, ale zależy nam na ilości wydojonego od krowy mleka, a nie na ilości wydojonych krów. Staramy się w dalszym ciągu maksymalizować wydajność krów – deklaruje pani Katarzyna.
Czujniki wycieleń zakładane na ogon
Gospodarstwo ma dokładnie opracowany system prowadzenia rozrodu. Zootechniczka, Katarzyna Słowik ponad cztery lata temu zaczęła szukać rozwiązań, które pomagałyby w rozpoznaniu wczesnej fazy porodu, takiej, która nie jest jeszcze nie widoczna dla hodowcy. Chodziło także o pomoc w identyfikowaniu wycieleń nocnych. Zootechniczka mieszka poza gospodarstwem i potrzebuje czasu, aby dojechać do cielącej się krowy.
Fot. 4. Przy krowach pracują 3 roboty udojowe Monobox firmy GEA
– W 2020 r. trafiłam na czujniki wycieleń Moocall zakładane na ogon. Byłam ciekawa, ale nie do końca przekonana, że taki jeden niewielki, niepozornie wyglądający sensor jest w stanie wykryć zbliżający się poród. Zamówiłam jeden, żeby przetestować i po miesiącu używania okazało się, że jest to doskonałe rozwiązanie. Urządzenie śledząc ruchy ogona przekazuje hodowcy pierwsze powiadomienie 2 godziny przed wycieleniem, a kolejne na 1 godzinę przed wycieleniem. Dla mnie to idealne rozwiązanie, bo mieszkając 11 km od gospodarstwa mam czas na spokojny dojazd. Po miesiącu od pierwszego zakupu dokupiłam jeszcze 3 sensory i od ponad 4 lat wykorzystujemy 4 urządzenia i obsługują one wszystkie krowy. Używamy ich do każdych wycieleń w gospodarstwie. Oczywiście zdarzają się także fałszywe alarmy, bo są sztuki, którym wybitnie nie odpowiada czujnik na ogonie i machają ogonem we wszystkie strony, żeby go zrzucić. Ale są to pojedyncze przypadki – wyjaśnia ekspertka.
Rozmówczyni dodaje, że zaletą sensorów jest to, że nie wymagają częstego ładowania. Ładowane są raz na 1 miesiąc lub nawet raz na 1,5 miesiąca. Przez 3 lata użytkowania z czujnikami właściwie nic się nie działo. Są jedynie w miarę potrzeby ładowane i pracują dalej. Jedyną naprawą była wymiana baterii w jednym z nich po prawie 2 latach użytkowania. W Polsce nie ma jeszcze serwisu tych urządzeń, ale wysłanie ich do Irlandii, kraju producenta, i powrót to kwestia kilku dni.
Odpowiednie umieszczenie i wyważone zaciśnięcie
Zootechniczka podkreśla, że bardzo ważne jest odpowiednie umieszczenie czujnika, ściśle według wskazówek producenta. Sensor powinien znajdować się na ogonie naprzeciw sromu. Jego niewłaściwe położenie może prowadzić do fałszywych alertów lub do braku jakichkolwiek powiadomień. Musi być zamocowany dobrze, ale nie za mocno. Za mocno zaciśnięty może powodować dyskomfort zwierząt, a nawet ich zranienie.
Fot. 5. Sensor powinien znajdować się na ogonie naprzeciw sromu. Jego niewłaściwe położenie może prowadzić do fałszywych alertów lub do ich braku
– Na początku należy uzbroić się w cierpliwość, bo wiem z doświadczenia, że boimy się zaciskać czujnik na ogonie. Starałam się zrobić to dobrze, ale nie za mocno, tak aby krowom nie sprawiać bólu i nie uszkodzić ogona. Niestety, ale w pierwszym miesiącu czujniki często spadały. Jednak dość szybko zaczęłam wyczuwać z jaką siłą mogę docisnąć, aby było bezpieczne dla krowy i aby czujnik nie spadał. Zakładaniem czujników zajmuję się tylko ja i najlepiej, żeby robiła to jedna osoba. Czujnik zakładam na 3-4 dni przed planowanym wycieleniem. Następnie na trzeci dzień rano ściągam urządzanie na cały dzień, a wieczorem, przed opuszczeniem gospodarstwa zakładam go ponownie – wyjaśnia zootechniczka.
Producent sensorów Moocall zaleca, żeby usunąć urządzenie z ogona na 3-4 godziny, jeżeli krowa nie wycieliła się w ciągu 4 dni od przymocowania czujnika. Po tych godzinach przerwy można ponownie umieścić czujnik na ogonie. Po każdym użyciu należy czujnik wyczyścić pędzlem lub wilgotną ściereczką, żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się bakterii. Nie wolno zanurzać czujnika w wodzie lub innych płynach.
Najwartościowszą i najtańszą paszę produkujemy na polu
Produkcją roślinną zajmuje się właściciel gospodarstwa Franciszek Gryboś. Łączny areał wraz z dzierżawami to ok. 320 ha. Cała produkcja roślinna podporządkowana jest pod potrzeby stada. W strukturze zasiewów dominują łąki i pastwiska, stanowiące 150 ha. 50 ha zajmuje kukurydza, 20 ha lucerna, a ok. 60 ha przeznacza się pod pszenicę i pszenżyto. Katarzyna Słowik zgłasza co roku zapotrzebowanie na rodzaj i ilość paszy, jaką potrzebuje do wykarmienia stada. Przygotowuje preliminarz pasz i wie, że zasiewy są skrupulatnie zaplanowane, zgodnie z zapotrzebowaniem krów.
Fot. 6. Zootechniczka Katarzyna Słowik zakłada czujniki wycieleń Moocall na 3-4 dni przed planowanym wycieleniem
– Najlepszą, najwartościowszą i najtańszą paszę produkujemy na polu, ale oczywiście kupujemy także inne niezbędne materiały paszowe, np. soję, premiksy, kwaśny węglan sodu, kredę pastewną oraz inne dodatki w zależności od aktualnych potrzeb – wylicza rozmówczyni.
Od czterech lat pasza przygotowywana jest w 4-ślimakowym wozie paszowym Blattin King 15 NT. Na całą oborę krów mieszany jest PMR, a pasza treściwa podawana jest z robotów udojowych. Ilość zadawanej paszy uzależniona jest od wydajności poszczególnych sztuk. W gospodarstwie przygotowywany jest także suchy TMR dla cieląt, które pobierają go od pierwszych dni.
Gospodarstwo nieustannie rozwija się i modernizuje. W najbliższym czasie planowana jest budowa silosów. W tej chwili kukurydza znajduje się w silosach i w pryzmach, natomiast kiszonka z traw przygotowywana jest tylko w pryzmach. Wszystkie pasze zakiszane są przy użyciu dedykowanych produktów firmy Schaumann.
Fot. 7. Po każdym użyciu czujnik należy wyczyścić pędzlem lub wilgotną ściereczką żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się bakterii
– Zakiszacze Schaumanna stosujemy od lat. Nic nie zmieniamy na własną rękę. Nie zmniejszamy dawek. Wszystko zgodnie ze wskazaniami producenta. Wiem, że na jakości pasz dla krów nie można oszczędzać i o tym jak ważne jest dobre zakonserwowanie materiału. Kiszonka musi być przechowywana w idealnym stanie, co najmniej przez rok i musi smakować zwierzętom, aby chętnie ją pobierały. Dziś nie wyobrażam sobie produkcji kiszonek dla bydła bez preparatów do zakiszania, czy ułatwiających zakiszanie. Wszyscy hodowcy wiedzą, że koszty żywienia są bardzo wysokie, a pasza objętościowa jest najtańszym materiałem, który możemy w dość prosty sposób wyprodukować na polu – podsumowuje Katarzyna Słowik.
Jak nie będzie dobrostanu, nie będzie mleka
Gospodarstwa Małgorzaty Gucwa i Franciszka Grybosia położone są w południowej części Polski w Małopolsce, gdzie dominują niewielkie gospodarstwa rodzinne. Na tych terenach przeważają obory utrzymujące zachowawcze rasy bydła, m.in. polską czerwoną, czerwono-białą, czy czarno-białą. Odwiedzane gospodarstwo utrzymuje bydło rasy holsztyńsko-fryzyjskiej, która rzadko występuje w tych okolicach.
– Staramy się trochę zmieniać stereotyp. Utrzymujemy duże stado bydła rasy HF w rejonie typowo górskim i tym samym udowadniamy, że można mieć wydajność i wyniki nawet na takim terenie – wyjaśnia zootechniczka.
Rozmówczyni wspomina, że odwiedzający ją rolnicy z sąsiednich gospodarstw, często dziwią się, że można tutaj pozyskać dużo mleka od jednej krowy. Jednak wyniki same nie przychodzą. Na sukces składają się lata systematycznej, czasem monotonnej i powtarzalnej pracy. Elementów układanki jest wiele. Przede wszystkim trzeba postawić na dobrą genetykę. Ważne są także odpowiednio zbilansowane żywienie, świadome zarządzanie stadem, a przede wszystkim dobrostan. Priorytetem jest zapewnienie zwierzętom odpowiednich warunków życia, które uwzględniają ich naturalne potrzeby i zdolności. Jak nie ma dobrostanu, to nie będzie mleka.
Katarzyna Słowik bardzo dużą wagę przywiązuje do zdrowych nóg u bydła. W wolnej chwili siada w oborze i obserwuje jak poruszają się krowy i każde niewielkie odchylenie potrafi wyłapać i bezbłędnie zdiagnozować. Korekcję racic wykonuje sama. Wypracowała własny, doskonale sprawdzający się system.
– Na profilaktyczną korekcję racic przeznaczam zwykle jeden dzień w tygodniu, i jest to sobota. Spokojny dzień, większość pracowników ma wolne, więc z reguły nikt i nic mi nie przeszkadza i nie odrywa od pracy. Na spokojnie wybieram 10 sztuk i wykonuję korekcję, która zajmuje zwykle ok. 4 h. Ten system bardzo mi pasuje, bo robiąc korekcję etapami ani ja nie jestem umęczona, ani zwierzęta. Krowy nie są zestresowane, bo doskonale mnie znają, więc nie odbija się to na produkcji mleka. Jeżeli jednak w ciągu tygodnia zauważę, że jakaś sztuka kuleje, to nie czekam do soboty, ale działam od razu. Wszystkie krowy według mojego systemu przechodzą dwie, a czasem trzy korekcje rocznie – podsumowuje zootechniczka z Kwiatonowic.
Jak widać efektywną produkcję mleka można prowadzić także w gospodarstwach położonych na trudnych terenach i tym samym łamać stereotypy związane z lokalizacją dużych gospodarstw mlecznych. Wszystko zależy od zarządzania, kompetencji i zaangażowania prowadzących je osób.